Ameryka to bez wątpienia kraj z najlepszym działem public relations na świecie. Hollywood i filmie przez nie produkowane stanowią solidną podstawę kreacji wizerunki Ameryki, jaki wypływa w świat. To z filmów wiadomo, że jest to nieustraszona nacja, która nie negocjuje z terrorystami i nigdy przenigdy się nie poddaje. Z moich obserwacji wynika jeszcze jeden drobny fakt: Amerykanom bardzo ciężko przychodzi przyznanie się do błędu, jednak zamienianie go w widowisko katastroficzne jest już o wiele łatwiejsze. W moich oczach dzieckiem takiego nastawienia jest właśnie Żywioł. Deepwater Horizon.
0 Komentarze
Pociągi to mój ulubiony środek transportu, nawet pomimo ciągnącej się latami złej opinii o polskich przewoźnikach. Może i pociąg nie jest tak szybki, jak samolot, ale na pewno jest wygodniejszy. Może podróż nim nie jest tak nieprzewidywalna, jak samochodem, ale tylko tutaj zagrasz w karty z nowo poznanymi osobami. Pociągi zdecydowanie łagodzą obyczaje. Podobnie jak na rowerze da się poczuć wiatr we włosach wystawiając głowę przez okno. Ogólnie rzecz biorąc, lepiej jednak tego nie robić.
Tim Burton na przestrzeni lat swojej działalności artystycznej wytworzył swój rozpoznawalny styl i chwała mu za to. Zapewne niejeden reżyser, chciałby posiadać portfolio tak wyrazistych i oryginalnych obrazów, jakimi może pochwalić się blisko 60-letni Amerykanin. Nie znam przekrojowo całej twórczości Burtona, jednak moim ulubionym filmem jego autorstwa jest zdecydowanie Edward Nożycoręki. Jeszcze jakieś dwa lata temu sądziłem, że najbardziej podobały mi się jego obie części Batmana, jednak po pewnym czasie te filmy wiele straciły w moich oczach i okazało się, że po prostu idealizowałem je w swojej głowie przez lata.
Po obejrzeniu Blair Witch Project dość długo czułem pewien niepokój wchodząc do lasu. Ten film bardzo umiejętnie straszył tym, czego nie pokazywał, odwołując się do wyobraźni widza i jego wewnętrznych lęków. Wcześniej większość wiedźm w filmach, które oglądałem, były raczej przerysowaną i karykaturalną interpretacją mitów na temat tych istot. W zestawieniu z wytworzoną przez mój umysł pokrętną staruchą nie miały szans w walce o moje koszmary. Teraz do gry wkroczyła nowa sługuska szatana, prosto z filmu The Witch w reżyserii Roberta Eggersa
Przygody marvelowskich mutantów są bliskie mojemu sercu od czasów kreskówki nadawanej w czasach, gdy miałem jakieś czternaście lat (Fox Kids!). Dla mnie to właśnie ta animacja stanowi podwalinę świata X-Men, komiks był gdzieś na uboczu, zresztą siłą rzeczy tak było, bo za komiksy trzeba było płacić (nie było jeszcze Empiku, aby kulturalnie podejść, przeczytać i wyjść) a telewizja była „darmowa”. Bardzo zapadła mi w pamięci ta odcinkowa przygoda Profesora X i jego podopiecznych, jednak zestarzała się dość brzydko, ponieważ gdy po latach postanowiłem odświeżyć tę serię, nie dałem nawet rady przebrnąć przez pierwszy odcinek. Pamiętałem jednak, że walka z Apocalypsem była jednym z najlepiej rozpisanych i fascynujących pojedynków, jaki stoczyli X-Meni. Efektem tej fascynacji w połączeniu z bardzo udanymi ostatnimi filmami Pierwsza klasa i Przeszłość, która nadejdzie był wielki potencjał, jaki dostrzegałem w X-Men: Apocalypse.
Uważam, że muzyka to jedna z najwspanialszych form wyrazu, jaką wymyślił człowiek. Wsłuchując się w odpowiedni utwór można zatracić się całkowicie, udając się do innego świata bez użycia substancji psychoaktywnych. Bycie częścią zespołu musi być świetnym uczuciem i chociaż sam nigdy tego nie doświadczyłem, wiem to po lekturze komiksu Sing no Evil.
Marvel konsekwentnie podąża ścieżką sukcesu, wypuszczając kolejne filmy o superbohaterach. Dla mnie osobiście postać Kapitana Ameryki jest miałka, zbyt patetyczna i za dużo w niej elementów wojennej propagandy. Co nie zmienia faktu, że Zimowy żołnierz, poprzedni film o jego przygodach, to jeden z lepszych filmów komiksowych w historii. W związku z tym, oczekiwania względem Wojny bohaterów były spore. Pytanie brzmi: czy twórcom udała się sztuka wzbicia się o poziom wyżej i czy warto wydać pieniądze na bilet do kina?
Literatura odwołująca się do uzależnień ma długą i piękną historię i zapewne wielką przyszłość przed sobą. Do kanonu jakiś czas temu ze swoją debiutancką powieścią wdarł się niejaki Jeet Thayil, alkoholik i narkoman przez ponad dwie dekady. Chcecie wiedzieć, jaka jest kultura przyjmowania narkotyków w Indiach? Zapraszam do Narkopolis.
Specyfika mieszkania w bloku, dla osoby która nigdy tam nie mieszkała, musi być przedziwnym zjawiskiem. Sąsiedzi dzień w dzień gotują obiady, których zapach rozchodzi się po całym budynku, gdzieś płacze dziecko, ktoś nieustannie robi remont, z góry znowu ktoś nas zalewa, w windzie lepiej uważać na kałużę moczu po zakrapianym weekendzie itd. Co chwilę też dookoła pojawiają się nowe twarze, ktoś umiera, wyprowadza się a w ich miejsce pojawiają się nowi. Czasami fajnie jest mieć sąsiada, od którego można w każdej chwili pożyczyć cukier, lub nawet napić się czegoś mocniejszego, jednak ludzka natura prędzej czy później pokaże się też z tej drugiej, gorszej strony. Tak właśnie dzieje się w filmie High-Rise opartej na książce pt. „Wieżowiec” autorstwa J.G. Ballarda.
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, jaką drogę przebywa piosenka i jej autor, zanim trafi do radia i ucieszy uszy całego świata? Przemysł muzyczny jest bezduszny, zresztą jak każde inne zjawisko nastawione na czerpanie zysków. Uciążliwy dla wytwórni fakt, że czasami trzeba wydać dobrą płytę, jest tylko efektem ubocznym pościgu za pieniędzmi. Ten film przedstawia ten proces bez owijania w bawełnę. Kill your friends jest trochę jak wejście za kulisy po koncercie swojego ulubionego wykonawcy, tylko że całe doświadczenie jest zupełnie czymś innym niż się spodziewaliśmy. Okazuje się, że król nie dość, że jest nagi, to jeszcze pod wpływem alkoholu, narkotyków i ogólnie rzecz biorąc, jest dupkiem.
|
Czarna dziurato blog o książkach, komiksach, filmach, muzyce i o wszystkim, co naszym zdaniem jest warte napisania. Archiwum bloga:
października 2016
Tagi:
Wszystkie
|